Andrzej Werko wjeżdżał na parking przed zakładem pogrzebowym „Drugi Obol”, który był jego miejscem pracy. Zakład świadczył kompleksowe usługi z zakresu przygotowania zmarłego do ostatniej drogi. Nazwa pochodziła z mitologii greckiej. Według starożytnych Greków zmarli, aby dostać się do krainy umarłych musieli dać przewoźnikowi dwa obole, które były opłatą za przewiezienie przez rzekę Styks. Według ideologii, którą wciskali wszystkim klientom pracownicy zakładu pogrzebowego „Drugi Obol”, pierwszym obolem była śmierć, a drugim godny pochówek.
Na pochówkach znali się jak mało kto. Chociaż firma położona była raczej na uboczu, nie w okolicy dużego miasta, to ich renoma sprawiała, że każdy wiedział jak do nich trafić.
Andrzej jest balsamistą, pilnuje żeby ciała zmarłych estetycznie prezentowały się trumnie. Jest jednym z najlepszych w swoim fachu. Znał wszystkie techniki i sprytne sztuczki. Zdarzały mu się naprawdę ciężkie przypadki, ale i z nimi dawał sobie rade. Często trafiały mu się ofiary wypadków samochodowych. Te były dla niego wyzwaniem, które pozwalało mu pokazać jak jest dobry. Lecz nie wszystko było w jego mocy. Te ciała, z których zostawała dosłownie miazga trzeba było skremować. To zdarzało się bardzo rzadko, więc gdy Andrzej kończył swoją pracę ciężko było ludziom uwierzyć, że w trumnie leży zmarły. Osoba w trumnie wyglądała jakby spała.
Wszedł głównym wejściem i skierował się na miejsce pracy. Przywitał się z Anetą, która pracowała w recepcji.
-Andrew- zawołał za nim jego szef, Stefan Król.- Mógłbyś podejść na chwile?
-Tak, proszę pana- odparł. Wszedł do gabinetu. W tym miejscu przyjmowano klientów. Za masywnym, dębowym biurkiem siedział okrąglutki, blady szatyn z lekkimi zakolami, na nosie miał okulary. Wskazał mu krzesło po swojej prawej stronie, tak aby spoglądano na, jak mu się wydawało, jego szlachetniejszy profil. Andrzej usiadł, wyprostował się i położył ręce na kolanach.
-Andrew, ile razy mówiłem Ci, żebyś mówił mi po imieniu- z czasów gdy robił interesy w „stanach” pozostał mu nawyk zangielszczania imion. Nie robił tego tylko przy klientach.- To „proszę pana”, mnie postarza. Już charakter naszej pracy mnie przygnębia, nie musisz dokładać mi lat- westchnął szef. Choć miał tyle samo lat co Werko to jego wcześniej zaczął dopadać kryzys wieku średniego.- I usiądźże wygodniej, nie jesteśmy w wojsku.- Werko udał, że siada wygodniej.
-Dobrze, proszę pana.
-Ekhem...
-Dobrze, Stefan. Więc o co chodzi- przeszedł do rzeczy.
-Nie napijesz się ze mną kawy?
-Nie, dziękuje. Nie pije kawy.
-Ano tak, ciągle o tym zapominam. Zatem herbata- zadecydował szef.
-Nie dziękuje, mam dziś sporo pracy i...
-Bzdury. Właśnie o pracy chcę porozmawiać- podniósł słuchawkę leżącego na biurku telefonu, nacisnął jeden z przycisków i zaczął mówić.- Agi zrób mi kawę, a dla Andrew herbatę. Ile chcesz kostek cukru?- Andrzej podniósł do góry dwa palce.- Dwie kostki, dla mnie zrób taką jak zwykle.
Odłożył słuchawkę. Póki czekali, aż Agata przyniesie im kawę i herbatę, Stefan próbował zacząć ogólna pogawędkę, ale jakoś mu nie wychodziło. Milczeli zatem. Do gabinetu weszła Agata z tacą. Położyła napoje przed oboma mężczyznami, a pomiędzy nimi talerz z ciastkami.
-Dziękuje Ci kochanie. Możesz wyjść.
-Czeka na pa... na Ciebie taki pan z policji, kiedy może wejść?
-Och, o co chodzi? Co on może ode mnie chcieć- Stefan Król miał kilka pomysłów na to co „pan z policji” mógłby od niego chcieć, ale nie dawał tego po sobie poznać i zachowywał kamienną twarz.
-Mówi, że jest z jednostki poszukiwawczej i chce z panem rozmawiać. Tyle wiem.
-Powiedz mu, żeby poczekał jeszcze chwilę.
Agata wyszła i znowu zostali sami.
-Więc w jakiej sprawie mnie pan zawołał?- zapytał Werko.
-Tak. Mam dla Ciebie specjalne zadanie. Wiem, że masz dużo pracy, ale to priorytet. W lodówce masz pracownika zakładów mięsnych Mięsopol Jana Obrochta, dla przyjaciół Johny Mielony... Zdarzył się wypadek i wciągnęło nieszczęśnika. Właścicielowi udało się jakoś zamydlić oczy wdowie i ta nie wniosła sprawy do sądu. Dał jej jakieś odszkodowanie i zapewnił, że pogrzeb odbędzie się na jego koszt. Trochę za to beknie, ale i tak lepiej na tym wyjdzie niż gdyby ta kobieta zaczęła nagłaśniać sprawę. W grę wchodzą kwestie bezpieczeństwa.
-A ja mam go poskładać do kupy. Wszyscy będą zadowoleni i wdowa, i pracodawca.
-Dokładnie, ale naprawdę to musi być robota Tip Top i na wczoraj. Szefa tego nieszczęśnika to mój dobry przyjaciel. Oczywiście ta robota jest płatna ekstra.
Andrzej dopił herbatę i zaczął wstawać. Wstał szef i odprowadził go do drzwi. Położył mu rękę na ramieniu, zbliżył się i powiedział półgłosem.
-Lepiej przez jakieś dwa miesiące omijaj produkty Mięsopolu. Ja znam tego pazerę.
Poklepał go po ramieniu i wrócił do biurka.
Werko zamknął za sobą drzwi i podszedł recepcji, puścił oko do Agaty. Zarumieniła się jak zawsze, gdy to robił. Nie chciał jej robić nadziei, ale ona to lubiła, więc nie widział problemu, by od czasu do czasu sprawić jej przyjemność. Kątem oka spoglądnął na siedzącego na krześle dwudziestosześcioletniego mężczyznę, nie interesował on go w ogóle, więc wrócił wzrokiem do recepcjonistki.
-Dziękuję za herbatę, była bardzo dobra. Miłego dnia, jeśli Ci się to uda tutaj. Dzisiaj już się pewnie nie zobaczymy- lekko uśmiechnął się. Ona uśmiechnęła się trochę bladziej.
-Dzięki. Co tam u księciunia, Andrew?- przekomarzała się delikatnie.
-Koleś szefa oszczędzał na jakichś procedurach bezpieczeństwa i teraz ja muszę jakiegoś pechowca składać.
-Uuu... co mu się stało?
-Tego jeszcze nawet nie wiem. No nic, to ja idę.
-Ok, przyjdź coś zjeść potem. Nie możesz pracować o pustym żołądku.
-Pomyślę o tym- uśmiechnął się jeszcze raz i poszedł na stanowisko pracy.